Poniższa relacja ukazała się w Jachtingu nr 11/2012, a napisała ją Magdalena Pawłowska, która brała udział w regatach w załodze s/y Wars..

Pływanie po Bałtyku we wrześniu jest okazją do skorzystania z gwarantowanej żeglarskiej pogody na znajomym akwenie. Co roku przekonujemy się, czy jest on dla nas na tyle znajomy, że możemy po nim żeglować „po omacku”.

Regaty Classic Cup, które w tym roku odbyły się w dniach 23–28 września, to kilkuetapowy, tygodniowy wyścig, podczas którego niedozwolone jest użycie elektronicznych pomocy nawigacyjnych, a zatem GPS-ów, map elektronicznych, logów, sond, wiatromierzy itp. Nawigacja klasyczna to może zbyt szumne określenie, bo na dłuższych etapach kluczem jest jednak prosta zliczeniówka, ale mimo wszystko konieczność szacowania dryfu, tendencji sternika, czy chociażby brania pod uwagę dewiacji stanowi już niezłą łamigłówkę, zwłaszcza w połączeniu z pomiarami prędkości za pomocą logu z bańki wody i linki. Sekstans czy astronawigacja, jeśli się zdarzają, są raczej tylko zabawą, ale już kompas namiarowy i trójkąty nawigacyjne pozostają w nieustannym ruchu.

„Mydelniczki” Mile widziane

W pierwszych edycjach Classic Cup rywalizowały wyłącznie Opale, następnie dołączyły do nich jachty klasyczne. Po zmianie regulaminu w 2010 roku, nie jest prowadzona klasyfikacja z uwzględnieniem przeliczników, a do startu dopuszczone są jachty o współczesnej konstrukcji. Zmiana, podyktowana zapewne zmniejszającą się liczbą dostępnych klasycznych jachtów, spowodowała, że obecnie regaty są sprawdzianem nie tylko umiejętności nawigatorów, ale również testem porównawczym różnych typów jednostek. Poza konkurencją między poszczególnymi załogami, pojawiła się konkurencja stalówek z drewnem i oczywiście „mydelniczek” ze „skansenem”. Często ta rywalizacja daje nawet większe emocje. Pozbycie się z regulaminu nielubianych przeliczników pozwoliło również na ciekawsze zabawy z żaglami. Decyzję o zmianie żagli można teraz podjąć w dowolnym momencie, nie trzeba – jak poprzednio – deklarować określonej powierzchni maksymalnej żagli na każdy z etapów. Nie tylko rywalizacja stała się ciekawsza, również fantazja załóg pobudzona została do tego stopnia, że można dziś obserwować całą gamę sztaksli, apsli, bliźniacze foki pracujące na motyla, dodatkowy grot zwisający z bomu, pracujący kilkoma metrami powierzchni, czy nawet zapasowy kliwer postawiony do góry nogami, pracujący jak kite z szotami na rufie.

Rekord trasy

W tym roku pogoda obdarzyła nas nie tylko optymalną siłą wiatru, ale także możliwością pływania niemal każdym kursem. Start nieznacznie opóźniły silne szkwały, a dopychający do falochronu w Gdyni wiatr skutecznie utrudniał wyjście z portu. Etap do Helu rozgrywał się pod znakiem porywistego wiatru o sile 5–6 węzłów. Na mecie pierwszy pojawił się Dar Pucka, tuż za nim Wars i Dunajec, a następnie Politechnika, Wodnik II, Freya i Mestwin. Następnie jachty skierowały się do Władysławowa, gdzie załogi mogły naprawić usterki przed dłuższym przelotem. Po dwóch etapach klasyfikacja wyglądała następująco:

1. Dar Pucka
2. Wars i Dunajec ex equo
3. Politechnika
4. Wodnik II
5. Freya
6. Mestwin (nieklasyfikowany w drugim etapie)

Od początku więc Opale zajmowały środek stawki, rywalizując głównie między sobą. Pęknięte szoty, urwane bloki i pierwsze porwane żagle nieznacznie opóźniły wyjście do Grönhögen. Wiatr pozostawał silny i odkręcił delikatnie na SW. Jak się później okazało, niemal wszystkie załogi nie doszacowały prędkości i pomyliły się o kilka stopni na wschód. Tradycyjnie, najbardziej emocjonującym momentem tego etapu było śledztwo, co widać, kiedy już coś widać. Wypatrywanie kształtu latarni, kiedy jest jasno, jest chyba jeszcze trudniejsze, niż ustalenie jej charakterystyki, kiedy ta co chwilę chowa się za falą w nocy. Tylko dzięki stawie, którą można „zaoczyć” kilkanaście mil na południe od Olandii, pierwszy w stawce Wars nie przestrzelił i nie znalazł się w połowie długości wyspy.  Do szwedzkiego portu jachty weszły w kolejności: Wars, Dar Pucka, Dunajec, Mestwin, Politechnika, Freya, Wodnik II. Jednak Dar Pucka zmuszony był awaryjnie uruchomić silnik na minutę, za co przysługuje kara 10 minut doliczanych do wyniku, a to przesunęło slupa na trzecie miejsce w tym etapie. Odcinek można zaliczyć do jednego z najszybszych w historii regat. Przelot pierwszego z jachtów trwał nieco ponad 18 godzin, a zmierzona post factum prędkość wyniosła średnio 7 węzłów. Niespodziankę sprawiła załoga Mestwina, która udowodniła, że stalówka też może, mimo np. dużo bardziej kłopotliwej dewiacji. Dzięki temu, że punktacja długich etapów jest podwajana, aby premiować umiejętności nawigacyjne, Wars wysunął się na prowadzenie i klasyfikacja po tym etapie prezentowała się już nieco inaczej:

1. Wars
2. Dar Pucka
3. Dunajec
4. Politechnika
5. Wodnik II
6. Mestwin
7. Freya.

Kolekcję regatowych awarii poszerzyła kolumna steru naruszona przez talię grota po niekontrolowanym zwrocie, zablokowany ster i kolejne porwane żagle.

Trzy długości jachtu

Po udanej imprezie na kei, na której chyba nigdy, poza tą jedyną nocą we wrześniu (to jeden z częściej odwiedzanych przez Classic Cup portów), nie ma takiego ruchu, jachty zaczęły szykować się do wyjścia na Hel – przy bardzo słabym wietrze. Kiedy w końcu pojawiły się lekkie podmuchy z SE, nastąpiła pełna mobilizacja. Leciutki Dar Pucka szybko zniknął, Mestwin, trzymając się Warsa, miał wciąż dobrą passę, Dunajec popłynął nieco zbyt pełnym kursem. Jednak te kilkanaście pierwszych mil nie musiało w żaden sposób determinować przebiegu 130-milowego przecież etapu. Warunki zmusiły załogi do myślenia, bo wiatr tej nocy kręcił i słabł: wiało SW na przemian z SE, siła wahała się od 1 do 4 w skali Beauforta. Jachty znów zgodnie przestrzeliły nieco na zachód, a płynąc wzdłuż półwyspu, dodatkowo omijały strefy 10 i 11 zamknięte dla żeglugi z powodu ćwiczeń NATO. Przy nawigacji za pomocą namiarów jednoczesnych omijanie stref mogło nie być precyzyjne, a załogi do tego tematu podchodziły różnie. Na skutek ustaleń komandora regat z załogami, w punktacji za ten etap premiowano załogi, które dołożyły największej staranności w tej sytuacji (200 punktów dla Daru Pucka oraz Dunajca). I tak Dar Pucka i Wars przed ostatnim etapem zajmowały ex equo pierwsze miejsce.

1. Dar Pucka i Wars
2. Politechnika
3. Dunajec
4. Mestwin
5. Freya
6. Wodnik II

Przy dość silnym zachodnim wietrze zarefowane jachty wystartowały do Gdyni. Jak zawsze, emocjonujące starty, szczególnie w przypadku tak krótkiego etapu, mają wpływ na kolejność na mecie. Znaczenie miała także sprawność w wykonywania zwrotów, których na tym etapie nie brakowało. Wars, dzięki świetnemu startowi i poprawnej pracy przy manewrach, prowadził przez cały etap. Na ostatniej prostej osłonięte od wiatru wzgórzami Gdyni jachty halsowały już rozrefowane. Dar Pucka, dzięki mądrzej wybranemu halsowi, wyprzedził Warsa na kilkadziesiąt metrów przed metą i tym sposobem wygrał całe regaty. Końcowa klasyfikacja wraz z punktacją to

1. Dar Pucka – 2450
2. Wars – 2425
3. Dunajec – 1790
4. Politechnika – 1267
5. Mestwin – 834
6. Freya – 619
7. Wodnik II – 586

Święto żeglarstwa

Na Classic Cup przez cały rok czeka kilkudziesięciu żeglarzy, którzy nigdy nie są zawiedzeni. Im więcej jachtów, tym ciekawsza rywalizacja, zatem warto rozważyć udział w następnych edycjach.

Autorem poniższy zdjęć jest Tomek Ładyko: